Babia Góra 2005
Długo oczekiwany wypad na Babią Górę. Chłodny, ale słoneczny poranek.
Długo oczekiwany wypad na Babią Górę. Chłodny, ale słoneczny poranek.
Gorąca herbata w termosie, ciepłe rękawiczki, dobre obuwie, czapka z Croppa, zmarnowani po sylwestrze, starsi o rok. Jednym słowem sezon zapoczątkowany. Szyndzielnia staje sie pierwszym wyzwaniem, oczywiście punktem kulminacyjnym jest Sahara, która staje się o tej porze prawdziwą śnieżną pustynią, przy której oazą jest Żywiec kilkaset metrów dalej.
Na malowniczym szczycie Błatniej (917 m) znajduje się ładna hala z rozległym widokiem niemal we wszystkich kierunkach i pięknie położone na skraju polany schronisko.
Do tradycji zaczyna należeć majowy wypad na Babią Górę. Północne, ośnieżone stoki Babiej Góry fascynują nie jednego z Nas. Nie bez przyczyny szczyt ten jest nazywany "Królową Beskidów". Tym razem w roli "pierwszy raz w swoim życiu", występuje Marek. I to jego pierwsza wyprawa na Babią, mam nadzieję, że nie ostatnia.
Mocny zespół z "Presettingu". Najtwardsi z najtwardszych! Ruszamy na podbój kolejnych dwutysięczników! Trasa wycieczki prezentuje się zadowalająco. Rekompensatą włożonego wysiłku mają być widoki z Czerwonych Wierchów. Czy jednak było nam to dane???
1:30 Coś dziwnie zaczyna drgać i wydać trzykanałowe dźwięki. Connecting People się odzywa... Podobno nie można się od razu "zrywać" w takich sytuacjach, gdyż wg Indian, można zgubić swojego ducha. Teraz przynajmniej będę wiedział kiedy go zgubiłem... O 02.20 jedzie PKS do Zakopanego. Jedzie, albo przynajmniej ma jechać. Przykra by to była niespodzianka jakby się nie pojawił na płycie dworca. Jednak pojawił się i to punktualnie! Wcześniej na dworcu pojawili się Ania z Bartkiem. Wpakowaliśmy cały dobytek do autobusu i zakosztowaliśmy drzemki. Autobus był na miejscu po 5.00. Zakopane uśpione, jedynie "pokojowi" naganiacze się kręci. Taksówką dotarliśmy na Pardałówkę. Tutaj czeka na Nas Agula ;-). Krótka drzemka, poranna kawa i ruszamy w trasę.
24 września jest datą ważną, o ile nawet nie najważniejszą w historii moich, i zapewne nie tylko moich przygód z górami. Śmiało można powiedzieć, że największa wyprawa w tym roku ( świadczy to jednak o tym, że najlepsze jeszcze przed nami ;) ). Przygotowania logistyczne trwały długo, uwzględnione zostały nawet takie czynniki jak jesienne wykopki ziemniaków naszego kierownika, zawody snowbordowe w Nowym Targu. Burek panował nad sytuacją i wszystko zostało perfekcyjnie zapięte na ostatni guzik. Wyruszyliśmy na Rysy!
Długo oczekiwany wypad na Babią Górę w końcu doczekał się spełnienia. Cały komplet: 13-osobowa ekipa w tym 7-brunetów, 3-blondynki, 2-brunetki oraz 1-blondyn, grupa wybrana losowo z milionowej grupy ludzi. Piękni, młodzi, wysportowani, pasjonaci zdobywania górskich szczytów. Niejedne z nich stąpał po Andach i nie jedno opalało się na szczytach Alp, ale nie o ich sukcesach będzie tu pisane.
W piękny, niedzielny poranek udaliśmy się na Błatnią w celach rekreacyjnych. Dzień zapowiadał się pięknie. Pomyśleliśmy: w taką pogodę na pewno uzbieramy mnóstwo grzybów, a jak było naprawdę?
Urodziła się nowa tradycja, związana z wypadami na Babią Górę - zimowe "ekspedycje" na Diablak. Pierwsza miała miejsca niedawno, bo 11 marca 2007r. Warunki wyśmienite, piękna słoneczna pogoda i ok. 90 cm ubitego śniegu. Zima w górach raczej nas nie zawiodła, scenerie mroźno-lodowe. Podejście zaczynamy od parkingu na Krowiarkach, czerwonym szlakiem w stronę Diablaka.
Wiosenna pogoda nie płatała żartów, mimo prima aprilisu. Bezchmurne niebo i ciepłe słoneczko towarzyszyły nam przez cały dzień. Najpierw "niebieską strzałą" dostaliśmy się do Łodygowic, tutaj biegnie czerwony szlak, aż do Międzybrodzia.
Koniec stycznia, a tu nieoczekiwany początek zimy?. Zima w końcu przypomniała o sobie i za oknem zrobiło się biało. To oczywiście znak, aby w końcu zdobyć jakikolwiek szczyt Beskidu Śląskiego zimową porą. Taki malutki trening, aby rozruszać rozleniwiony tyłek. Tym spacerowym szczytem okazała się być Kozia Górka (683m.n.p.m.). Warunki umiarkowane, lekki mróz i wiatr. Czasami troszkę mocniej wiało i padał śnieg. Brakowało jedynie słońca...
W tym roku, jak do tej pory, pogoda w weekendy nie należała do zachwycającej. Tym razem było inaczej. Wykorzystując niesamowity błękit na niebie wyruszyliśmy na Hrobaczą Łąkę. Nie jest to szczyt cieszący się większą popularnością w naszym regionie, więc nie spodziewaliśmy się spotkać po drodze wielu turystów.
Zaczynamy w Dolinie Strążyskiej, tutaj też zaczyna się Tatrzański Park Narodowy, więc musimy nabyć bilety w kasie. Czerwonym szlakiem podążamy w stronę Polany Strążyskiej. Szlak prowadzi wzdłuż Strążyskiego Potoku, poprzez las. Płynący potok zmienia jedynie strony względem szlaku. Raz towarzyszy nam po prawej stronie, aby po chwili znaleźć się po lewej stronie. W związku z tym przekraczamy mnóstwo drewnianych mostków.
Do Wapienicy (Zapora) można dotrzeć autobusem miejskim MZK nr 16. Użycie własnego transportu troszkę zmienia sytuację, gdyż wycieczkę rozpoczynamy w Wapienicy, a kończymy w Cygańskim Lesie (czerwona i niebieska chorągiewka na mapie), a oba punkty są dość odległe od siebie. Więc aby powrócić z Cygańskiego Lasu musimy wykorzystać autobusy miejskie lub czeka nas dłuższy spacer. Reasumując - dojazd linią nr 16 do Wapienicy (Zapora).
Kolejna jednodniowa wycieczka do Zakopanego. Jak zawsze w takim przypadku wiąże się to z wczesnym wstawaniem. Tym razem nie jest tak źle - godzina 4.00 pobudka, godzina 5.00 odjazd. Standardowo kierujemy się na Suchą Beskidzką. Jednak tym razem jedziemy przez Zawoję, Zubrzycę, Jabłonkę, Czarny Dunajec i Chochołów. Chochołów, który zachwyca góralską architekturą, której nota bene nie znajdziemy w Zakopanem. (W takim wydaniu). Następnie mijamy Kiry, Sanktuarium na Krzeptówkach. Przed Krupówkami skręcamy w ulicę Kasprusie, która przechodzi w ulicę Strążyską i doprowadza nas do wylotu Doliny Strążyskiej. Tutaj znajduje się płatny parking i wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Z Zakopanego kursują busy do Kuźnic. My z Pardałówki idziemy pieszo do Kuźnic. Zajmuje nam to około 30 minut.
Wychodząc z busa dostałem lekkiego załamania - prawdziwa plaga turystów. Kolejka do kasy Tatrzańskiego Parku Narodowego wyglądała imponująco negatywne. Jednak sezon letni w pełni i nasze oczekiwania nie mogły być inne. Jak pięknie wyglądają tłumy w Dolinie Kościeliskiej można zobaczyć na zdjęciu poniżej. Trochę to przerażające, ale i tak jest tutaj pięknie.
Na wstępie chciałem podziękować za tak liczne uczestnictwo. Nasza liczność bez najmniejszych problemów, mogłaby zasilić całą klasę podstawówki... Ale liczność i nocne warunki, jak również brak wpisowego na wycieczkę oraz brak ewidencji sprawiły, że .... że .... lista obecności jest niekompletna i brakuje w niej paru imion, pseudonimów. Winę za to ponosi oczywiście organizator, jednak prosząc o pobłażliwość w tej sprawie, sugeruje wykorzystanie komentarzy i dopisanie się do listy obecności.
Pobudka o nie typowej godzinie - 3.15, ale tak to jest jak planach jest jednodniowy wypad w Tatry. O godzinie 4.00 zbiórka, więc czasu nie wiele. Tym razem nie mogę zapomnieć aparatu, zapowiadana jest piękna pogoda, już w piątek było cudownie na Kasprowym. Trochę zaspani, spotykamy się na parkingu pod moim blokiem (przynajmniej mam blisko ;)). Po drodze mamy jeszcze parę punktów, do których musimy zawitać, aby powiększyć skład naszej ekipy. Tradycyjne spotkanie z "Sumikami" pod Tesco w Żywcu, w Przybędzy za krzakami niczym radiowóz czai się Darek.
To już szóste spotkanie z Babią Górą na naszej stronie. Drugi raz zimą zdobywamy ten szczyt. Wielu pomyśli, że może to powoli stawać się nudne i monotonne, jednak królowa Beskidów, jak mówią o Babiej Górze, zmienna jest i każda z tych wypraw ma inną scenerię. A zimowa Babia Góra prawdopodobnie na stałe przejdzie do naszego kalendarza wypraw. Dlaczego? Wyjaśnić powinna ta, nie krótka, nie długa, relacja.
Nasza wyprawa na Krywań była bardzo niespodziewana i nieplanowa. Krywań podziwialiśmy z Giewontu końcem czerwca. Majestatycznie wznosił się nad polskimi szczytami na dalszym planie. Jak wiemy wszystko co jest nieplanowane okazuje się strzałem w dziesiątkę. Tak więc dzięki pamięci Sumika pojawiła się okazja zdobycia góry Słowaków. Tym razem to my dołączamy się do innych!
Góry Stołowe położone na zachodnich krańcach Kotliny Kłodzkiej stanowią jedną z najciekawszych atrakcji górskich w naszym kraju.
Gdzie wybrać się zimą w góry? Padło na Magurkę! Jest to niewysoki szczyt w Beskidzie Małym wznoszący się na wysokość 909 m. n.p.m Łatwy dostęp i bogactwo szlaków turystycznych przyciąga wielu śmiałków i miłośników Beskidu Małego. Jak można dotrzeć na Magurkę? O tym już za moment!
Zimowa Babia Góra to już taka mała tradycja u nas, pogodowo różnie bywało. Raz słońce, raz śnieżyca, raz ciepło raz mróz. Królowa Beskidów za każdym razem pokazuje swoje inne oblicze. Tym razem było mroźno i słonecznie!!!
Potrójna, jeden z naszych celów w tej wyprawie w Beskid Mały - to piękny widokowo szczyt położony we wschodniej części Beskidu Małego! Drewniany płotek na polanie pod szczytowej dodaje uroku i tworzy uroczy klimat.. O innym celu wycieczki, napiszemy za moment! ;)
Bardzo rzadko odwiedzaliśmy Tatry zimą, można powiedzieć, że w tej kwestii jesteśmy laikami. Postanowiliśmy się do tego wyjazdu przygotować odpowiednio. Już na Babiej Górze testowaliśmy nasze raki, które na lodzie spisywały się wyśmienicie. Wysokie temperatury sprawiły, że nie wiedzieliśmy co tak na prawdę możemy spodziewać się na szlaku. Czy wszystko będzie płynąć wraz z ociepleniem? Jedno wiemy na pewno, czeka nas dobra zabawa!!! Pierwszego dnia naszym celem stał się Kasprowy Wierch!
Miały być piękne, zimowe panoramy w Dolinie Pięciu Stawów, a była piękna zimowa kurzawa! Wśród huków schodzących lawin z Wołoszanu i Koziego Wierchu, trójka śmiałków wybrała się Doliną Roztoki zmierzyć się z kapryśną pogodą i podejściem do Doliny Pięciu Stawów!
Niepewna pogoda skłania nas do wybrania się na najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego - Skrzyczne. Dlaczego? Pasmo Beskidu Śląskiego jest jednym z najbliższych nam pod względem odległości. Jak ma nam dolać deszczem to przynajmniej będzie nam bliżej do domu... Taki typowy sobotni wypad w Beskid Śląski...
O Pilsku myślałem już od dłuższego czasu. Dawno już nie byłem w tych okolicach, więc tym bardziej byłem zadowolony z powrotu na ten szczyt! Ile to już razy podziwialiśmy Pilsko z Babiej Góry? Tym razem sytuacja się diametralnie zmieni!
Grześ znajduje się w Tatrach Zachodnich na wysokości 1653m n.p.m i zaliczam go do przyjemnych szczytów pod względem zdobywania. Czyli, przy okazji wycieczki do Doliny Chochołowskiej obowiązkowy do zdobycia.
Głównym celem tej eskapady chochołowskiej był Jarząbczy Wierch. (2137 m n.p.m). Podejście do zagadnienia zdobycia tego szczytu ma już swoją historię przy okazji relacji z Grzesia. Tym razem możemy powiedzieć: We did it! I jak to zazwyczaj bywa w fajnych wyprawach, działo się wiele! Był błękit nieba, była burza, ze swojego ukrycia wyszły nawet świstaki!
Wracamy w Tatry Słowackie po dłuższej przerwie (ostatnia relacja Krywań). Co prawda Słowacja wita nas pochmurnym niebem, jednak z czasem zaczyna nas akceptować i pokazuje nam coraz piękniejsze widoki! A widoki będą znakomite, gdyż Koprowy Wierch charakteryzuje się najobszerniejszymi panoramami w Tatrach!
O trasie na Rysy od strony słowackiej wiele osób mówiło, że jest przyjemniejsza niż od strony polskiej. Jest również mniej wymagająca i mniej monotonna. Oczywiście, aby to ocenić należy przebyć obie trasy. Tomek i ja mieliśmy okazję być na Rysach od strony polskiej. Dorota z Piotrem odnotują swoje pierwsze zdobycie najwyższego szczytu Polski.
Bardzo dawno temu, gdy po raz 3 szedłem na Babią Górę z Przełęczy Lipnickiej (Krowiarki) obiecałem sobie, że kiedyś odbiję w drugą stronę czerwonego szlaku - na Halę Krupową. Dość długo odkładałem ten pomysł na dalszy plan. Jednak, rozpoczynając cykl samotnych wypraw webmastera, temat powrócił.
O Granatach krąży opinia, że jest to najłatwiejsza część Orlej Perci. Jeżeli ktoś chce zakosztować klimatu tej najtrudniejszej szlakowanej trasy w Tatrach powinien wybrać się na Granaty. Sam, w ramach małego rozpoznania, postanowiłem to sprawdzić....
Ten rok okazał się przełomowy w odwiecznym temacie Orlej Perci. Decyzja, poprawa kondycji, przełamanie psychicznej bariery, determinacja, koncentracja, i wreszcie realizacja planu.
Wrota Chałubińskiego to miejsce trochę zapomniane i często pomijane przez turystów w Tatrach Wysokich. Poruszając się popularną "ceprostradą" zawsze brakowało mi czasu lub chęci, aby poznać to wyjątkowe miejsce. Sama nazwa - wrota - mówi nam, że to coś wyjątkowego! Brama do innego świata! Turysta musi dojrzeć do niektórych szlaków. Tak samo, niektóre szlaki muszą cierpliwie czekać, zanim nasze stopy będą po nich stąpać.
Gdy ujrzałem Przełęcz pod Chłopkiem z Koprowego Wierchu wiedziałem, że będzie to jeden z moich najbliższych, tatrzańskich celów. Nie wiem czy urzekł mnie Chłopek - skała przypominająca kształtem człowieka, czy świadomość dużych ekspozycji na szlaku, a może daszek świata w postaci Kazalnicy? Połączenie tych czynników wyzwoliło pomysł, plan oraz realizację.
Jest szaro za szybą samochodu. Śpieszę się, natężenie ruchu drogowego jak zwykle grubo ponad przeciętne. Industrialna "dupówa", korki, objazdy, zwężenia, wahadła. Co jeszcze? ... Jeszcze ten Pan, który jedzie z przodu... Czy on w ogóle jedzie? Dlaczego on się nigdzie nie śpieszy i nie uczestniczy w tej codziennej gonitwie? Denerwuje mnie... Czy on na prawdę nie ma nic do załatwienia "na wczoraj" ? Nagle coś do mnie dociera. Uśmiecham się. Już za niedługo odpocznę od miejskiego zgiełku. Wszak jutro idziemy na Banikov! Tam gdzie słońce się budzi...
Jest coś niesamowitego w obcowaniu z majestatem największego stwórcy. Każdy odgłos wydobywający się z głuchej ciszy, niczym piorun, przeszywa nasze myśli i ciało. Niby znajomy, a jakże odmienny. Bliski, a daleki. Tak niecodziennie wyrazisty i surowy. Dopadają nas drgawki, zarówno od wewnątrz jak i z zewnątrz. I znowu cisza...
Dziwne.... Lat troszkę mam. Mieszkam około 30 km od Beskidu Żywieckiego. Lubię popatrzeć na Tatry z dalszej odległości. A mimo to nigdy nie byłem na Rysiance. Moje stopy nie chodziły po tej góralskiej ziemi. Ziemi pięknej i wyjątkowej, posiadającej ogromną siłę przyciągania. Przecież jest tyle osób oczarowanych tymi rejonami...
Babia Góra (1725m), sama nazwa określa nam, że występuje tu całkiem interesujące powiązanie: kobiety i góry. Porównanie kobiety do Babiej Góry lub Babiej Góry do kobiety niesie wiele zaskakujących wniosków. Oczywiście byle jakiej góry do kobiety nie odważył bym się porównywać. Ale Babią Górę, hmm ... Babią Górę... no coś w tym jest.... Wojciech Mann stanowczo by to podsumował - "to się facet porwałeś!". Przemyślenia te będą wstępem do aseksualnej wyprawy na Babia Górę od strony słowackiej. Czyli żółtym szlakiem ze Slanej Vody.
Grota Komonieckiego to miejsce wyjęte z innej rzeczywistości. kojarzone z baśniowymi sceneriami lub jak kto woli - klimatem prosto z Narnii. A wszystko to w zasięgu kilkugodzinnej wycieczki z okolic Bielska-Białej. Powróciła również kwestia zimowego bezpieczeństwa w górach. Aspekt dylematu: idziemy dalej czy zawracamy?
Moja dusza od dłuższego czasu była w poniewierce. Pragnąłem spokoju i potężnej dawki regeneracji. Pojechałem - więc jestem. Jednak, wiele wskazywało, że dojdzie do tragedii. Cytując Jacka Dukaja - "Ciskało nami tam niczym kulką we flipperze, od wypadku do zagubienia, od zagubienia do tragedii". W moim wypadku do przemoczonych butów, przeziębienia, nieprzespanej nocy i poznania słowackich linii kolejowych. Z czego to ostatnie zaliczam in plus.
Czasami wydaje mi się, że moje życie jest mgliste. Nie mogę powiedzieć, że jest szare - bo ludzie mają nudniejsze żywoty. Ale nie powiem, że jest kolorowe. Chciałbym, aby było czarne lub białe. Czyli konkretne jak prawda i fałsz. Jak dobro i zło. Nic pomiędzy, nic ponadto. Cudowne w swojej prostocie. Tymczasem jest mgliste i nie wiadomo co z tej mgły może nadejść...
Powrót w Tatry. Ogromna tęsknota za widokiem urwistych wierzchołków, dołeczkowatych przełęczy i poszarpanych grani. Tatry Wysokie są jak narkotyk. Nawet się nie obejrzysz a wpadniesz w ten nałóg. Mała Wysoka jest dla mnie jak nowo wytyczona trasa dla himalaisty. Z jednego prostego powodu - nigdy mnie tam jeszcze nogi nie poniosły...
Sobotnia impreza u znajomych, których pozdrawiamy (heyah;-)!), obficie wpłynęła na naszą kondycję. Dokładając do tego jedyne - 17 stopni mrozu. Dokonaliśmy niemożliwego!!!! A było to tak:
Miała być noworoczna, jednak była trochę później. Miała być łatwa i przyjemna, była stosunkowo ciężka, ale dalej przyjemna. Długo oczekiwana, tradycyjna wycieczka na Szyndzielnie. Śnieg zagościł w górach na dobre, to że było go, aż tyle przerosło nasze oczekiwania. Na dole kolejki nie spodziewaliśmy się takich warunków :) Nic nie wskazywało na metrowe warstwy nie ubitego śniegu.
Z Bielska kierujemy się na droge na Suchą Beskidzką. Są w zasadzie dwa rozwiązania, aby tam się znaleźć. Pierwsze, drogą przez Żywiec (przejazd przez rondo, następnie drogowskazy kierują nas na drogę na Suchą, uwaga na skręt w lewo w Żywcu! droga 946). Drugie rozwiązanie prowadzi przez przełęcz Przegibek wzdłuż jeziora Międzybrodzkiego). Oczywiśćie są to opisy powierzchowne w tym momencie i lepiej zapoznać się z mapą. Nasza interaktywna mapa pokazuje jedynie przebieg wejścia na Leskowiec. Wracając do tematu, jesteśmy na drodze 946 na Suchą Beskidzką, za miejscowością Las znajduje się droga w lewo na Krzeszów. Radzę jej nie przegapić, gdyż można niepotrzebnie nadrzucić parę kilometrów.